Aktualności

6. Sztafetowy Maraton Szakala - relacja Jędrka

8 lipca 2016 r.

6. Sztafetowy Maraton Szakala - relacja Jędrka

Pierwszy raz w swojej przygodzie zwaną bieganiem miałem okazję spróbować swoich sił w sztafecie. Jednak nie była to typowa sztafeta jaką można oglądać na ekranach swoich telewizorów, gdzie zawodnicy mają co do centymetra wszystko wyliczone i biegną po rekordy świata i wysokie gaże. Wraz ze swoją Niebieską rodziną wystartowaliśmy w szóstej już edycji Sztafetowego Maratonu Szakala, który odbywał się w łódzkim Arturówku. Startowało się w siedmioosobowej drużynie, w tym dwie kobiety. Wystawiliśmy dwie drużyny. Każdy uczestnik pokonywał dystans jednego kilometra po parku Łagiewnickim i następnie w wyznaczonej strefie zmian przekazywał pałeczkę kolejnej osobie z drużyny. Przekazywanie pałeczki trwało, aż każdy uczestnik wykonał sześć okrążeń, a suma kilometrów całej drużyny osiągała dystans zbliżony właśnie maratonowi.
Bieg kilometrowo mało wymagający, jednak wyciągający z uczestników resztki sił i energii. Z każdym następnym okrążeniem zaczynało brakować siły i z pozoru szybka trasa ciągnęła się niezmiernie długo. W mojej drużynie, czyli Grupa Biegowa Sieradz Biega II gdzie kapitanem był Piotrek, to mnie przypadł zaszczyt rozpoczęcia zawodów. Po wcześniejszym sprawdzeniu trasy wiedziałem mniej więcej czego mogę się spodziewać. Szutru, kałuż, błota, nierówności, podbiegów, zbiegów i wąskich tras. Wystartowałem szybko, przynajmniej tak mi się wydawało… Już po 100m byłem jedną z ostatnich osób z pierwszej zmiany z 38. zespołów. Cholera… To oni tak zapierdzielają, czy ja tak wolno biegam?!
Na szczęście to pierwsze, uf! Pierwsze okrążenie pokonuje z czasem 3’45”! (DRUKOWANYMI TRZY CZTERDZIEŚCI PIĘĆ!) Przecież dla mnie to jest jakiś rekord świata, nigdy nawet bym się nie spodziewał, że jestem w stanie tak szybko pobiec. No dobra, może i jestem w stanie, ale nie po tak ciężkim terenie. Po wcześniejszych ‘treningach’ bez problemu udaje mi się przekazać pałeczkę Piotrkowi i schodzę na zasłużony odpoczynek. Początkowo byłem pewien, że te przerwy będą trwały dość długo, w końcu aż sześć osób musi przebiec okrążenie. Zdążyłem się napić i poszedłem lekko się rozruszać na około sześć, siedem minut, a następnie wykonać parę ćwiczeń dynamicznych w miejscu.
Schemat powtarzałem aż końca zawodów. Jak się następnie okazało, myliłem się… czas leciał strasznie szybko i gdy tylko kończyłem rozruch, już powoli musiałem się szykować na swoją kolejną zmianę, czyli przechwycenie pałeczki od Kacpra. Kolejne okrążenie było jeszcze szybsze 3’40” (!!), następne jeszcze szybsze 3’39” (!!!), a czwarte jeszcze szybsze i najszybsze 3’3” (!!!! ja pierniczę !!!!). Pewnie teraz połowa ‘zawodowców’ sobie myśli ‘jak fajnie, że można się cieszyć z byle czego.’ Tak, można. Mnie ten fakt niezmiernie cieszy, gdyż nigdy podczas szkolnych sprawdzianów nie potrafiłem złamać nawet granicy czterech minut. Teraz robię to w takim czasie, a wychodzi na to, że dam radę jeszcze szybciej pobiec ten kilometr. Przy dwóch ostatnich biegach miałem po 3’36”, czyli nieco wolniej, ale tylko nieznacznie. Jako Sieradz Biega II zajmujemy 23. miejsce z czasem 2:52:12,a nasza druga drużyna plasuje się na miejscu 26. z czasem 2:55:33. Piękna rywalizacja do samego końca i strasznie wyrównany bieg!
No cóż ja mogę powiedzieć… Wyjazd na Sztafetowy Maraton Szakala podniósł mnie strasznie na duchu i uświadomił, że zmierzam w dobrą stronę. Dodatkowo tak liczne wyjazdy z Sieradz Biega nie zdarzają się codziennie, a doping i okrzyki na ostatnich metrach przed strefą zmian były strasznie motywujące. Oby więcej takich wyjazdów! Road to Warsaw trwa w najlepsze!

Jędrek