Aktualności

"Spokojnie...." - relacje Piotrka z połówki w Kościanie

15 listopada 2015 r.
Minął tydzień od startu w Kościańskim Półmaratonie, biegu kończącym mój sezon startowy 2015 i jedyne słowo jakie mi po tym przychodzi do głowy to : spokojnie... Ale od początku.
Do Kościana pojechaliśmy w 7 osób dwoma autami. To kawałek drogi, ponad 180 km w jedna stronę, więc wyjechaliśmy po 7 by spokojnie dojechać i odebrać pakiety. Po drodze błysnął fotoradar... czekam na wesołą fotkę... :)
Na miejscu standardowe czynności : odbiór pakietów, rozeznanie terenu, startu/mety itd. Rozgrzewka i ustawiamy się na starcie. Warunki pogodowe... hmmmm i tu właśnie malutki problem... Niby pogodnie, słonecznie, temp. ok 15 st. czyli wszystko ok tylko wiatr spory... Wiatr...słowo - klucz w tym dniu.
Planowałem w tym biegu wykręcić czas w okolicy 1h 28 min. To spore wyzwanie w stosunku do mojej życiówki (1h 34min 34sek) ale twierdziłem, że na taki wynik mnie stać, przeliczając mój niedawny, dobry czas na 10 km. Ruszyliśmy w trójkę: ja, Artur i Mario bo zakładaliśmy podobne tempo 4,08/km, licząc na jak najdłuższe zachowanie wspólnego biegu. Trasa to mała pętla ok 1800 m oraz dwie równe po ok 10 km. Biegliśmy wąskimi uliczkami miasta o zwartej zabudowie. Kiedy mijaliśmy spory, wiekowy kościół moją uwagę przykuł zaparkowany obok, sportowy Mercedes SL300... ech.... nie mogłem się opanować by się nie obejrzeć za tym cudem motoryzacji.... :)
Wybiegliśmy na obrzeże miasta i... uderzył w nas wiatr, mocny, porywisty. Trzeba było wkładać sporo wysiłku by trzymac tempo.. Po ok 9 km zaczęliśmy sie rozdzielać... Artur zaczął mi powoli znikać w tłumie... Nogi zrobiły mi sie jak z waty, przez ciało przebiegł dreszcz... hoho myślę sobie... przesadziłeś Wróblewski z tym tempem :) W tym momencie naprawdę to bałem się czy w ogóle dobiegnę... Zwolniłem sporo by wyrównać, uspokoić tętno, ustabilizować organizm po tej niefrasobliwości.. Jakoś mi się to udało, dobiegłem do mety w równym ale duzo wolniejszym tempie, czas to 1h 36min 00sek. Oczywiście medal na mecie i atmosfera wynagradza wszystko. Od razu "banan" na twarzy i banan w rękę od wolontariuszy, kubek gorącej herbaty i..pierwsze wnioski. Co poszło nie tak? Otórz zabrakło spokoju...
Spokojniej trzeba podchodzić do "wyliczeń" zakładanego tempa i spokojniej do warunków na trasie. Myślę, że byłem gotów na 1h30min. Do tego po starcie trzeba by zwolnic ze względu na wiatr i trzymac tempo na koncowy wynik o 1h 32min... To oczywiście teoria ale brzmi rozsądnie... prawda?
Wracaliśmy do domu rozmawiając oczywiście o biegu, trochę w żartach, trochę poważnie. Po drodze jeszcze zatrzymaliśmy się na obiad by porozmawiać całą grupą. Do domu dotarłem około 19-tej.
Ogólnie z biegu jestem zadowolony, czas i tak niezły. Zabrakło tylko spokoju w planowaniu i realizacji założeń, ale to cenna nauka na przyszłość. Pozdrawiam :)
blog Piotrka