Aktualności

Chojnik Maraton – relacja Mariusza

28 maja 2015 r.
Mogę śmiało powiedzieć, że to mój pierwszy maraton górski. Podszedłem do niego spokojnie, wiedząc że mam już trochę kilometrów w nogach po ostatnim ultra. Jednak Chojnik maraton chodził za mną już od dawna. Chciałem w nim wystartować już podczas pierwszej edycji, ale wtedy maraton górski był dla mnie nie do pomyślenia. Tym bardziej nie do pokonania. Rok temu nie miałem czasu, chociaż już byłem w stanie pokonywać takie dystanse w takim terenie. Nie mogłem w tym roku tak po prostu nie wystartować. Jednym z decydujących powodów była meta na zamku książęcym Chojnik. Pamiętam, kiedy przeglądałem zdjęcia z poprzednich edycji, końcówka biegu prowadziła po średniowiecznych kamiennych schodach zamkowych. Jak tu nie wystartować? Nie było odwrotu, chciałem delikatnie pobiec, tak aby ukończyć bez kontuzji. Podczas imprezy Karkonoski Festiwal Biegowy odbywały się trzy biegi na dystanse ultra – 100 km, 43 km i półmaraton.
Wstałem 3:00 i wyruszyłem w stronę Sobieszowa, dzielnica Jeleniej Góry. Już kilka minut po 7 byłem na miejscu. Odebrałem pakiet, przygotowałem się na bieg. Strat był zaplanowany na 9:00. Międzyczasie spotkałem się z Pawłem Rają z Polskiej Federacji Biegów Wysokogórskich. Warto dodać, że Chojnik maraton to jeden z biegów zaliczany do cyklu Pucharu Polski w Biegach Wysokogórskich. Pośmialiśmy się, poopowiadaliśmy obiegach górskich. Przyszła godzina 9:00 ustawiłem się na starcie i wraz z zawodnikami biegnącymi półmaraton wyruszyliśmy w stronę górskiej przygody.
Początek około 500 metrów uliczką Sobieszowa kierujemy się w stronę Karkonoskiego Parku Narodowego. Pierwsze chwile biegu to bardziej rozgrzewka i tak to potraktowałem. Po chwili już zaczynamy podchodzić do góry. Warto dodać, że podczas maratonu mieliśmy dwa mocne podejścia - pierwsze w stronę granicy polsko-czeskiej, kontynuując podejście na Łabski Szczyt ponad 1400 m n.p.m. oraz kolejne niebieskim szlakiem w kierunku Drogi Przyjaźni Polsko Czeskiej. Myślałem, że to już się zaczęło, ale po kilku chwilach szybki stromy leśny zbieg. Można przyśpieszyć, wyprzedzać. Zaczęła się szeroka szutrowa droga prowadząca do czarnego szlaku, na którym zaczęło się podejście około 5 km w górę pośród lasu. Z każdym kilometrem wszystko się zmienia, coraz mniej lasu, zimniej, zaczynają się skały na szlaku. Po około 10 km docieramy do 2 punktu kontrolnego, który mieścił się w "Spalone Schronisko", gdzie było rozwidlenie dla maratonu oraz półmaratonu. Nasz trasa prowadziła dalej po czeskiej stronie Karkonoszy. Bardzo fajny odcinek, szybki, na szlaku płyty skalne, chociaż trzeba uważać przy stawianiu kroków, bo jednak niektóre płyty potrafiły uciekać z pod stopy. Szybkim zbiegiem jednak udało się bezpiecznie pokonać ten odcinek, docierając do dalszego, większego podejścia na Łabski Szczyt.
Coraz zimniej, miejscami zalegający śnieg. Trudne podejście, spory wiatr, zimno. Bardzo przydatna czapka, bluza termoaktywna czy kurtka wiatrówka. Udało się, docieram na Łabski Szczyt. Nie czekając, postanowiłem szybko z niego się ulotnić. Zimne powietrze za bardzo dawało się we znaki. Jednak szlak pieszy żółty był dość niebezpieczny, jeden z zawodników wyprzedzających mnie niefortunnie upadł na twarz. Lekko obdzierany ruszył wraz z swoim kolegą. Postanowiłem jednak uznać za wskazówkę i zachować więcej bezpieczeństwa. Spokojnym truchcikiem kierowałem się na dół. Zrobiło się cieplej, zawodnicy na tyle się rozproszyli, że przez większy kawałek czasu podążałem samotnie szlakiem. Przed ostatnim podejściem jednak zbieg był bardzo stromy, kamienisty. Bardzo niebezpieczny. Dogonił mnie Jarek, zawodnik z Leszna, z którym wcześniej robiliśmy sobie foty na śniegu :) Wspólnie tak pokonaliśmy ten trudny odcinek i rozpoczęliśmy kolejne ciężkie podejście niebieskim szlakiem. Trochę rozmów, śmiechu, fajnie mijał czas, jednak byliśmy coraz wyżej, a nogi czuły coraz bardziej zbiegi i poprzednie podejście.
W końcu przyspieszyłem, chciałem jak najszybciej mieć to podejście za sobą. Udało się, ostatni odcinek granią i w dół. Jednak zbieg bardzo czułem w kolanach. Jarek mnie dogonił i tak jeszcze wspólnie od 35 km do prawie 43 km podążaliśmy w większej grupie. Jednak kiedy zobaczyłem zamek na wzgórzu, który chciałem zdobyć jak najszybciej, dostałem sporo energii i szybkim biegiem pokonałem zamkowe kamienne schody, kończąc swój pierwszy maraton górski na zamku Chojnik.
Bardzo miło będę wspominał ten start i chociaż czas 6:47 nie jest zaskakująco dobry, mnie wystarczy, aby cieszyć się z ukończenia :) Maraton uważam za ciężki, trasa bardzo trudna technicznie, ponad 2300 m podejść. Dało się poczuć, nawet teraz kilka dni po czuję, że jeszcze odpocznę od biegania :)
Mario