Aktualności

Mój maraton w Chicago - relacja Mariusza Wieły

15 października 2013 r.
Cala przygoda z maratonem w Chicago zaczęła się 13 marca 2013 r. - wtedy dostałem email z informacją, że zostałem wylosowany w loterii. Uśmiech na twarzy długo nie schodził, to jeden z największych maratonów na świecie, zaliczany do korony maratonów świata, Word Marahon Majors (Tokyo, Boston, Londyn, Berlin, Chicago, New York).
W miedzy czasie rodzina - w szczególności moja siostra Monika - oraz znajomi, przyczynili się do zbiórki funduszy na wyjazd, część tych kosztów to bilet lotniczy, pozostałą część przeznaczyłem na cele charytatywne, tj. na zakup karmy dla schroniska dla piesków na zimę (gdy zacząłem biegać, była akurat zima i biegałem ze swoim psem )
Dziękuję pani Dorothy Falkiewicz z firmy VIP Adverdising za promocje w polonijnych mediach w USA. Dzięki temu mogłem swoją pasją podzielić się ze słuchaczami Radio Polonii 2000, prasą w Chicago Super Express oraz portalem Progress of Poland.
Kolejną niespodzianką było zaproszenie do radio WPNA AM, gdzie czekał na mnie Karol Dołęga - były mistrz Polski w biegach długodystansowych. Wspólnie z słuchaczami opowiadaliśmy o biegach z perspektywy profesjonalisty i amatora. Pan Karol - rekord życiowy 2.12.59 (Frankfurt 1993), mój 4.26.23 (Łódź 2013).
Dzięki poznaniu Pana Karola, wyklarowały się nowe ciekawe pomysły biegowe na przyszłość, ale o nich na teraz.
Nadszedł dzień odbioru pakietu startowego, wybrałem się więc na McCornik Place. Tysiące biegaczy z całego świata w jednym miejscu, po wejściu do hali wielki napis Welcome Runners i zaczęło się. Numer odebrałem bez żadnych problemów, zero kolejek - wszystko bardzo sprawnie przygotowane.
Przy okazji poznałem kogoś wyjątkowego - wcześniej czytałem o nim dużo, w tym w mediach społecznościowych. To jeden z czołowych biegaczy ultra na świecie - Scott Jurek. Został zaproszony przez firmę Brooks, rozdawał autografy, można było również z nim porozmawiać, Cierpliwe poczekałem i miałem swoją okazję, ale do autografu przekazałem mu swój numer startowy. Dodatkowo zmotywował mnie, dopisując po polsku “dawaj!!!”. Podczas krótkiej rozmowy napomnieliśmy o biegach ultra, którymi ja się fascynuje, a on wygrywa.
Nadszedł dzień startu, pogoda idealna - chłodno i wietrznie, jak na Chicago przystało. Wszyscy biegacze podzieleni byli na strefy startowe, puszczane co około 5 minut. Moim celem było złamanie 4 godzin, ale zapisując się wybrałem strefę 4.30 - 5.00, co jak się okazało, nie było dobrym pomysłem - musiałem się przebijać i sporo nadrobić.
Tysiące biegaczy wystartowało, już na początku poczułem, że to jest wyjątkowy maraton. Przez cale 26 mil na trasie byli kibice, którzy wspierali niesamowicie każdego biegacza. Starałem się nadrabiać czas, ale w takim tłumie było ciężko. Dopiero po około 13 milach nieco się przerzedziło, można było wyprzedzać, ale słońce było coraz wyżej i zrobiło się ciepło. Tak więc nie przesadzałem, biegłem w swoim tempie około 5.40 na 1 km. Przy 20 mili czekałem, kiedy nadejdzie kryzys. Długo nie musiałem czekać, nadszedł, trwał w sumie około 2-3 km i wówczas było naprawdę ciężko. Zawsze mam z nim problem w maratonie, ale to był mój pierwszy maraton, w którym się nie dałem – nie zatrzymałem się, nawet na chwilkę. Kryzys w końcu minął, wpadłem na metę z czasem 4.16.55 - nowy rekord życiowy, poprawiony o prawie 10 minut!
Teraz wspomnę nieco o organizacji biegu. Jestem pod dużym wrażeniem szczegółów, które naprawdę były dla mnie zaskoczeniem. To mój 5 maraton, a pierwszy poza granicami Polski, i nie widziałem żadnych minusów. Co mnie zaskoczyło? Przy trasie stali wolontariusze z chusteczkami higienicznymi - może śmieszne, ale bardzo przydatne. Napoje izotoniczne i woda co 5 km wydają się być standardem, ale na ok. 13 Gatorade miał punkt z galaretkami energetycznymi, a na 29 mili Power Gel punkt z żelami, tak wiec nawet jeśli ktoś się stosownie nie zaopatrzył, mógł liczyć na dodatkowy zastrzyk energii. To rewelacyjne rozwiązanie, a nawet jeśli i to nie wystarczyło, kibice przy trasie mieli ze sobą wszystko: od pizzy, pączków, bananów, pomarańcz do coca-coli. No i wspierali wspaniałym dopingiem, który dodawał najwięcej energii. Niesamowita przygoda, a na mecie szejki proteinowe do regeneracji i wspaniały medal.
Maraton spełnił moje wszystkie oczekiwania jako maratończyka, teraz się regeneruję. Za kilka dni mam kolejne starty w USA w ciekawych biegach, choć juz na mniejszych dystansach.
Zapraszam do śledzenia moich wyników i zdjęć na stronie naszej Grupy – www.sieradzbiega.pl oraz ma mojej strony www.mariorunning.com, na której będę zamieszczał szczegółowe fotorelacje z biegów, a będzie się działo
szczegółowe wyniki   
galeria