Aktualności

Relacja Tomka Jasiewicza ze startu w XIV Maratonie Poznańskim

19 października 2013 r.
Pogoda podczas biegu idealna – pochmurno, 11-13 stopni, bez opadów. Pewnie dlatego zdecydowałem, że spróbuje złamać 3.10. Przed biegiem wiedziałem, że są dwie możliwości - albo mi się uda, albo umrę próbując.
Na starcie ustawiłem się 4-5 metrów za elitą, obok mnie była grupa na 3:00, czyli nie było problemów z przeciskaniem się do przodu. Od samego początku fajnie się biegło, bo cały czas było delikatnie w dół.
Na 10km idealnie udało mi się trafić w czas, jaki chciałem przebiec, zakładając, że pierwszą połowę biegu będę miał wolniejszą od drugiej. Od 14 km trochę przyśpieszyłem w międzyczasie uczepiłem się dwójki biegaczy, z którymi powoli i systematycznie wyprzedzaliśmy kolejnych zawodników. Mając w pamięci problemy żołądkowe w ostatnich moich biegach, zwlekałem z przyjęciem swoich żeli energetycznych. Wodę piłem tylko ze swojego bidonu w niewielkich ilościach co 5km od początku biegu. Pierwszy żel dopiero na 16 km, drugi chyba trochę za późno, bo dopiero na 27 km. W okolicy 31 km zauważyłem, że coraz trudniej wytrzymuję szarpane tempo moich zająców. Czasami to było 4.08-4.18/km a czasami 4.40-4.50/km.
Na 32 km zdecydowałem się na 3 żel energetyczny, ale energii niestety nie przybywało. Było coraz trudniej utrzymać się w grupie, która teraz biegła około 4.26/km. W okolicy 34 km stało się to, czego się obawiałem - trafiłem na ścianę tak dużą, że nie wiedziałem co się dzieje dokoła mnie. Osłabłem do tego stopnia, że widziałem tylko swoje buty. Na 35 km punkt żywieniowy - tam wypijam najpierw kubek wody, potem dwa izotoniki oraz zjadam dwa banany i połówkę pomarańczy oraz dolewam wody do bidonu.
Biegnę dalej, ale już nogi mam tak słabe, że jedyne na co mnie stać to tempo w granicach 5.50-6.15/km. Na ostatnich 8 km tracę około 250-300 pozycji.
Podsumowując, organizacja biegu, jak dla mnie była rewelacyjna. Trasa była dobrze zabezpieczona przez policje i wolontariuszy oraz bardzo szeroka. Punkty żywieniowe bogato wyposażone z dużą liczbą wolontariuszy. Co kilka kilometrów widziałem samochód z ratownikami medycznymi, przez co można było poczuć się bardzo bezpiecznie. Na mecie czekali na nas z medalami oraz folią NRC do jedzenia mnóstwo bananów pomarańczy, winogron, rodzynków, czekolady, wody, izotoników, ciepłej herbaty oraz spaghetti.
szczegółowe wyniki   
galeria