Aktualności

TO BĘDZIE MÓJ 100-TNY MARATON - kilka słów od Jacka Gnysińskiego

22 września 2014 r.
28.09.2014 r. stanę na starcie 36 Maratonu Warszawskiego, maratonu, który będzie setnym w mojej karierze biegacza amatora. Jednocześnie należę do grona 12-stu biegaczy, którzy ukończyli wszystkie poprzednie 35 edycji tego maratonu. Z tego też powodu chciałbym nieco napisać o moim, że tak powiem biegowym nałogu…
A zaczęło się to w 1979 r. za sprawą znanego i bardzo popularnego w tamtych czasach dziennikarza sportowego Tomasza Hopfera, który wiosną tegoż roku w wiadomościach sportowych głównego wydania DTV poinformował o organizacji Maratonu Pokoju dostępnego dla wszystkich chętnych od lat 6 do 106, w dzisiejszych czasach taka informacja byłaby szokiem, zważywszy na granicę wieku jaką uczestnik musiał spełnić…Ostatecznie najmłodszym zawodnikiem, który przemierzył dystans ponad 42 km i zmieścił się w limicie czasowym 8 godzin był 9-letni chłopczyk …
Ja wówczas miałem 19 lat i po tej wiadomości wiedziałem jedno: ja tam muszę być i przebiec ten maraton! Czasu na przygotowania nie było zbyt wiele, ledwie pół roku, co mi tam, że nie miałem zielonego pojęcia o metodach treningowych, najważniejsze że chciałem i biegałem po swoich leśnych ścieżkach w rodzinnych stronach w Puszczy Drawskiej od kilku do kilkunastu km średnio 2 razy w tygodniu.
Nadszedł wreszcie ten długo oczekiwany dzień 30.09.1979 r. Krótko przed startem u podnóża stadionu X-lecia (był tam taki stadion – obecnie Narodowy) spotkało się ponad 2 tys. biegaczy ubranych jakoś tak na szaro, jednobarwnie, chyba socjalistycznie…Ja sam miałem na sobie białe buty koszykarskie o 2 numery za duże(kupowało się wtedy to co było a nie to co się chciało), spodenki piłkarskie a koszulkę dyskotekową.
Wreszcie start, w założeniach jak się później okazało zupełnie nierealnych, myślałem przebiec ten maraton w granicach 3 godzin…Jak się okazało optymizm mój był mocno przesadzony ale ostatecznie po ponad czterogodzinnej męczarni doczłapałem się do upragnionej mety z oficjalnym czasem 4.13.13 i 1213 miejscem spośród 1861 sklasyfikowanych. Przy okazji odparzone stopy, zakwaszone mięśnie, z białych trampków koszykarskich od krwi zrobiły się czerwone, zmęczenie niemiłosierne, przez kilka dni chodziłem jak kaczka czy też marynarz po okręcie…z jednej nogi na drugą, ale wiedziałem już co to znaczy przebiec maraton. Satysfakcja z jego ukończenia była wielka.
Jednakże nie przypuszczałem wówczas, że dam się namówić na następny maraton, czas jednak goi rany i po okresie ok. miesiąca wiedziałem, że za rok znów pobiegnę i musi być zdecydowanie lepiej!
Nie bez wpływu na moje bieganie były skłonności do tycia (chyba genetyczne), w wieku 21 lat mój ciężar ciała dochodził do 70 kg przy wzroście 168 cm – aktualnie ok. 55 kg. Mozolnie więc powoli, coraz częściej, więcej i mądrzej biegałem a to dzięki nowo poznanym doświadczonym maratończykom.
I tak po okresie ok. 7-8 lat systematycznego treningu złamałem w końcu barierę 3 godzin a okres w latach 1988- 1999 należał do najlepszych, w tym czasie ustanowiłem swój rekord życiowy w maratonie z wynikiem 2.46.12 (Puck 1993).
Czas jednak nieubłaganie leci, wyników swych już nie poprawię, ale wiem, że biegać będę dopóty, dopóki starczy mi sił i zdrowia. Czasami sam nie dowierzam, że za mną już 99 maratonów, maratonów, który każdy był inny, były takie gdzie było „umieranie” na trasie ale też i takie gdzie na ostatnich kilometrach mijałem konkurentów jak furmanki…Gdybym chciał opisać te moje maratony stare i nowe to moje wspomnienia byłyby stutomowe…, może kiedyś?
A póki co to należę do Stowarzyszenia Grupa Biegowa „Sieradz biega”, tworzymy coraz bardziej zgraną i wesołą „paczkę”, zachęcam wszystkich do biegania, truchtania, w ogóle do ruszania się, bo:
Ruch może zastąpić każde lekarstwo
Ale żadne lekarstwo nie zastąpi ruchu
Ze sportowym pozdrowieniem
Jacek Gnysiński
więcej o Jacku