Aktualności

Podsumowanie sezonu 2014 - Rafał

17 stycznia 2015 r.
Ociągałem się z napisaniem podsumowania minionego sezonu, bo po pierwsze musiałem nabrać do niego pewnego dystansu, a po drugie zdecydować się: to w końcu był udany, czy nie? Z jednej strony poprawienie „życiówek” w półmaratonie, maratonie i na 50 kilometrów, a z drugiej kontuzja, która najpierw moje bieganie zatrzymała, a później cofnęła do średniowiecza.
Ale po kolei, bo inaczej ta krótka forma prozatorska pogrąży się w chaosie i dygresjach. Przygotowania, które rozpocząłem już w grudniu pozwoliły na udane starty, mimo złych warunków pogodowych, niemal od początku roku (marzec): 5 kilometrów w Wiązownej i półmaraton
w Ostrowie Wielkopolskim.
Plan treningowy koncentrował się jednak na wiosennym maratonie – 18 maja w Krakowie czas: 3:36:45 i dotychczasowy rekord poprawiony o 9 minut. W czerwcu jeszcze lepiej – 50 kilometrów pokonane w czasie 4:29:35 i poprawa na tym dystansie prawie o pół godziny. Dalej był gorący lipiec
z biegiem po jarosławieckiej plaży, pierwszy start w biegu górskim (półmaraton w Izerach – 1:48:59), sierpień jak marzenie i wrzesień…Tu jednak muszę zrobić przerwę w opowiadaniu (niech będzie, że
w celu potęgowania napięcia) i wyjaśnić, że właśnie we wrześniu chciałem przebiec Maraton Warszawski poniżej 3 i pół godziny. Założenie więcej niż uzasadnione, biorąc pod uwagę sprawdzający półmaraton w Ciechocinku (24 sierpnia – 1:35:04) i przepracowane kilometry treningowe.
Ale jest takie powiedzenie, że jeśli chcemy rozśmieszyć los, to róbmy plany.
Po wrześniowym półmaratonie w Bydgoszczy los był z pewnością nieziemsko ubawiony. To był koniec mojego biegania, a nawet na pewien czas koniec normalnego poruszania, bo następne dwa tygodnie korzystałem z pomocy dwóch kul, kolejny tydzień z jednej, a później jeszcze kilka tygodni charakterystycznego „zaciągania” biodrem w czasie chodzenia i ćwiczeń rehabilitacyjnych. Uszkodzony obrąbek stawu biodrowego, najprawdopodobniej z powodu nakładających się mikrourazów.
Żałuję, że nie wystartowałem w Warszawie, ale jeszcze bardziej żałuję, że nie mogłem współuczestniczyć w setnym maratonie Jacka (dla mnie to najważniejsze wydarzenie sportowe 2014r.). Liczyłem, że półmaraton kościański zbliży mnie do 1:30:00 i szkoda, że nie miałem okazji tego sprawdzić. Chcę widzieć jednak mój miniony rok biegowy przez pryzmat trzech „życiówek”. Tym bardziej istotnych, że z powodu kontuzji „życiówkami” już zostaną. To był także pierwszy rok „biegającego Sieradza”, wynalezienia ”biegów towarzyskich”, a najważniejsze: udowodnienia ich skuteczności w cyklu przygotowawczym.
Zacząłem powoli truchtać – 6,8,10 kilometrów. Nie napiszę jakie mam plany, bo znowu los się ubawi…..ale zapisałem się na 10 kilometrów w Łodzi 19 kwietnia;)

Rafał
więcej o Rafale