Aktualności

Bieg Wigilijny od Zmierzchu do Świtu... - od deszczu do błota – relacja Jędrka

20 grudnia 2014 r.

Do Kalisza wybieram się już drugi raz w tym roku na imprezę organizowaną przez Kaliskie Towarzystwo Sportowe Supermaraton. Tym razem był to Bieg Wigilijny od Zmierzchu do Świtu na który wybieramy się w sześć osób. Cała zabawa polega na tym, że każdy zawodnik liczy sobie przebyty dystans i podaję go na sam koniec. W każdej dowolnej chwili można zejść z trasy, chwilę odpocząć, coś zjeść, a następnie powrócić na nią. Gdy przyjechaliśmy na miejsce wszyscy pozostali biegacze byli już gotowi przez co spóźniliśmy się na wspólne pamiątkowe zdjęcie, ale trudno. Równo o 15:45 ruszyliśmy na trasę. Była to nieco ponad 2km pętla po parku położonym przy kaliskim aquaparku. Trasa dość wymagająca, żeby nie powiedzieć bardzo. Od samego początku było sporo kałuż, nie wspominać już o tym, że praktycznie przez całą imprezę padał obfity deszcz, więc kałuże stanowiły potem już około 90% ścieżek, nie wliczając fragmentów asfaltowych. Problem stanowiła też ciemność i silny wiatr. Przezornie zabrałem ze sobą czołówkę, lecz biegło mi się zdecydowanie lepiej bez niej. Wzrok zaadaptował się już po jakimś czasie do ciemności przez co łatwiej było mi dostrzegać kałuże i w pewnym chociaż stopniu starać się je omijać. Początkowo biegłem z Kacprem, po 5 okrążeniach zrobiliśmy sobie mały pit stop i wtedy dołączyła do nas Monika oraz Jarek z Kamieńska (serdeczne pozdrowienia wariacie!). Kolejna przerwa zaplanowana była po kolejnych 5 okrążeniach. Gdy wróciliśmy na trasę zostałem sam na sam ze swoimi myślami, z deszczem, błotem i ciemnym parkiem. Reszta ekipy miała troszkę wyższe tempo od mojego planowanego, a nie chciałem biec szybciej z racji, iż wiedziałem ile km mnie jeszcze czeka. Wstępnie miało być to pokonanie 34km. W trakcie zawodów kilkukrotnie przez myśl przeszło mi przebiegnięcie dystansu maratońskiego, lecz czas zweryfikował moje zamiary. Po przebiegnięciu około 14km w samotności zszedłem na małą przerwę w wyniku wycieńczenia psychicznego. W tym momencie przydałaby mi się muzyka jako jeden z bodźców zewnętrznych, który mógłby mnie wyrwać z umysłowej walki. Niestety, musiałem sobie poradzić. To jest chyba ta ściana, prawda? Po kilku minutach wyszedłem znów na trasę. Najbardziej ulewny moment biegu. Pokonałem jeszcze niecałe 2km i doszedłem do wniosku, że 36,5km wystarczy i mogę być z siebie bardzo zadowolony. Nogi jeszcze były w stanie na pokonanie tych kilku kilometrów, lecz głowa miała dosyć samotnej walki. Przemoczony do suchej nitki szybko się przebrałem i poczekałem dosłownie kilkanaście minut na resztę ekipy. O godzinie 21 miejsce miała krótka kolacja wigilijna oraz podzielenie się opłatkiem. Dodatkowo okazało się, że Monika przyjechała z tortem z okazji swoich urodzin, jeszcze raz dużo zdrówka! Około godziny 21:30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Pokonałem kolejny krok ku byciu lepszym człowiekiem i czuję się doskonale. Po około 24h po zakończeniu swojego biegu zaczynam odczuwać zmęczenie. Nie jest to zmęczenie mięśniowe, a raczej psychiczne.
Do zobaczenia na kolejnych zawodach!
o Jędrzeju