Aktualności

Maraton wokół Jeziora Sulejowskiego – relacja Mariusza

17 września 2014 r.
Obserwowałem, zapisałem, wystartowałem. Jednym słowem bieg wpadł mi od razu w oko, uwielbiam biegać w terenie, a tutaj przekonywało do tego wszystko- malownicze okolice jeziora sulejowskiego, bieganie wzdłuż wybrzeża, lasy. Naprawdę długo się nie zastanawiałem z zapisem.
Następnie cierpliwie czekałem na dzień startu. Bieg można zaliczyć do ultramaratonów. Dystans 50 km w terenie nie jest tym, co zwykły maraton. Tutaj troszkę więcej energii i czasu należy poświęcić na ukończenie biegu. Start nie był dla mnie tak bardzo ważny, chciałem bardziej, aby to był trening w terenie - dobry i mocny.
Nadszedł dzień startu, przybywam na teren Opactwa Cystersów w Sulejowie - tutaj znajdowało się biuro zawodów. Pierwszy raz byłem w Sulejowie i mogłem zobaczyć tak urokliwe stare miejsce, części budowli pochodzą z XII wieku, naprawdę coraz bardziej się cieszyłem ze startu. Odebrałem numer startowy, troszkę rozmów przed starem, dużo znajomych twarzy z innych zawodów.
Zawody organizował Bike Orient, w planie był maraton rowerowy MTB, który wystartował jako pierwszy. Ultramaraton Biegowy 50 km startował jako drugi, zaś bieg na 10 km w ostatniej kolejności. Przebrałem się, napełniłem bukłak wodą, w plecak kilka żeli, fiolka magnezu, batonik. Po trasie był jeden punk kontrolny na 28km. Tam również można było uzupełnić zapas wody, zjeść.
Wystartowaliśmy. Cześć trasy prowadziła przez miasto, trasa była bardzo dobrze zabezpieczona przed ruchem drogowym. Następnie skierowani zostaliśmy już do lasu. Początek trasy pokonywaliśmy wspólnie z Michałem, zawodnikiem Korony Pabianice oraz Asią z Łodzi, która ma również zamiłowanie do ultra (zajęła 2 miejsce wśród kobiet). Wspólnie dotarliśmy do około 20 km, tam troszkę się rozproszyliśmy na trasie, zrobiło się gorąco, ja zatrzymałem się w ośrodku wypoczynkowym napić zimniej coli :) Bardzo pomogła. Wyruszyłem dalej w trasę, dogoniłem Michała i tak dotarliśmy do 28 km. Było naprawdę ciepło, na tyle, że w przydrożnej budce zakupiliśmy lody z automatu (troszkę to bardziej rekreacyjnie wyglądało:), ale jednak pomogło).
Na punkcie kontrolnym zostałem kilka minut i wyruszyłem już sam w dalszą drogę. Zaczęło się lekkie zmęczenie, ale w sumie na to nie ma co patrzeć, jeszcze tylko 20 km i meta. Truchtałem sobie i co chwile można było spotkać kogoś maszerującego. Zawsze tak jest – 30 km rozlicza, zwłaszcza w takiej temperaturze. Na około 35 km dołączyłem do kolejnego zawodnika - Tomka z Radomia i tak na zmianę się motywowaliśmy, po drodze zebraliśmy kolejnych zawodników i plan był prosty - 500 metrów marszu, 1,5 km biegu. Tak się trzymaliśmy do końca do samej mety, i chociaż na samą metę dotarliśmy tylko we dwoje z Tomkiem z naszej grupki, to należą się ukłony dla pozostałych. Wśród zawodników były osoby, które tydzień wcześniej kończyli setkę w Krynicy. Na mecie wspaniały medal wykonany z drewna, takiego nie mam jeszcze w swojej kolekcji.
Bardzo duże podziękowania dla organizatorów, trasa super oznaczona, po raz pierwszy spotkałem się z tabliczkami, które do połowy trasy pokazują dystans przebyty, a od połowy trasy dystans, jaki pozostał do mety - ciekawe rozwiązanie. Smaczny makaron z kurczakiem :) W taki sposób przebyłem swoje 50 km, szybko minęło 5.40, idealnie, rekreacyjnie, bez kontuzji. Teraz szybka regeneracja i za kilaka dni kolejne wyzwanie Maraton Warszawski.

Pozdrawiam
Mariusz Wieła