Aktualności

IV Bieg Fabrykanta – relacja Jędrzeja

3 września 2014 r.
Zamykamy biegowy sierpień. Okres letni też powoli mija, więc szybka dyszka w ostatni weekend wakacji jest idealnym rozwiązaniem. Choć ja wakacje mam jeszcze przez miesiąc :)
Same zapisy na Bieg Fabrykanta skończyły się po bodajże 3 dniach. Na szczęście nie tylko mnie się udało zapisać i nawet wystartowaliśmy jako drużyna.
Jechałem do Łodzi z cichym zamiarem pobicia dotychczasowej życiowi, czyli 48:27. Rozgrzewka troszkę inna niż zwykle w moim wykonaniu, do której namówił mnie Mariusz. Tak naprawdę nie musiał mnie długo namawiać i teraz jestem mu strasznie wdzięczny. Cały czas się czegoś uczę, a sobotnia lekcja zakończyła się morałem: porządna rozgrzewka jest bardzo istotna. Pozostało około 30 minut do startu, spokojnym tempem pokonane 2 km i wnet… zaczęło lać. No po prostu super… Przycina ostro i nie widać końca, a do startu coraz mniej czasu. Przemoczeni schowaliśmy się w budynku i z cichą nadzieją czekamy na koniec. 5 minut do startu, troszkę jeszcze kropi, ale ustawiam się na starcie. 3 minuty do startu. CUD! Przestaje padać, na niebie pojawia się tęcza, powietrze oczyszczone i już czuję, że będzie to dobry bieg, ja to po prostu wiem!
Trasa składała się z dwóch pętli po 5 km urozmaiconymi drogami. Trochę asfaltu, trochę kostki, trochę parku. Pierwszy kilometr rozpocząłem dość szybko, coś w granicach 4:16. Głównym zadaniem było utrzymanie równego tempa i nieprzejmowanie się tak naprawdę wynikiem. Na cały bieg złożyły się cztery podbiegi, omijanie cholernych kałuż i ogólnie walka z samym sobą. Trasa nie przypadła mi do gustu, bo nie będę ukrywał, była dość trudna. Może wynikało to poniekąd z aury jaka panowała jeszcze 30 minut wcześniej. No, ale ok, lecimy dalej. Po pierwszym okrążeniu miałem poniżej 24 minut, a więc plan na razie był realizowany bardzo dobrze. Tempo cały czas równe, kolejne osoby wyprzedzane. Rozpędzam się jak to zawsze po jakich 40% dystansu.
Bez owijania, ostatnia prosta. Zbieram ostatnie cząsteczki energii w sobie i przebiegam przez metę. Wynik? 46:37, a więc super. Jestem mega szczęśliwy! Cały bieg poszedł po mojej myśli, tak jak sobie to wcześniej zaplanowałem. Zapoznałem się częściowo z nową techniką biegu na wyższych obrotach, a mianowicie lądowanie na śródstopiu, a nie na pięcie. Z czasem będzie tylko lepiej, jestem tego pewien.
Wielkie podziękowania dla całej ekipy wyjazdowej. Cała otoczka biegu jest równie świetnym przeżyciem co sam bieg. Dziękujemy Tomkowi, który choć nie biegł, to pojechał z nami, by nas wspierać. Dla takich chwil naprawdę warto żyć. Klisze w moich soczewkach zapamiętają obraz w głowie na zawsze. Nikt nie jest w stanie mi tego odebrać.
Do zobaczenia na kolejnych imprezach!
Jędrzej